top of page
  • Zdjęcie autoraAda

Na plaży



Rozdział I


Plaża Les Canadiennes, 30 km na wschód od Algieru, przypomina nieco paczkę cukierków. Setkami ścielą się tu różowe, żółte, zielone i niebieskie parasole. Idziemy pieszo w stronę parkingu, gdzie przywołany, idyllistyczny widok stoi w kontrze do stacjonującej tu żandarmerii. Następnie, schodzimy schodami, prosto na plażę.

Samia... siedzi na macie, trzymając plastikowy termos i lodówkę turystyczną. Prześcieradło jest zawieszone szczypcami do prania, by zapobiec podglądaniu. Samia pochodzi z górzystego regionu Bouira, oddalonego o 100 km na południowy-wchód od stolicy. Pytana o wybór akurat tej plaży, która nie jest łatwo dostępna dla kobiety, przywołuje ona dwa słowa: ochrona i rodzinność.

- Przyjechałam na tę plażę, ponieważ stacjonuje tu żandarmeria.

- Młodzi potrafią być agresywni - wyjaśnia mąż kobiety, który zbiera się do wejścia do wody ubrany w kąpielówki.

Przez słowo rodzinny trzeba rozumieć tu: miejsce, w którym nie ma mowy o bandzie młodocianych urwisów lub też par w związkach konkubenckich.


Rozdział II


Słońce ma kształt czerwonego półkola. Daniel przegląda klika ostatnich raportów. Susan patrzy tępo na Karen i Bena. Ich ruch jest gładki. Wprawia ją to w swojego rodzaju trans. Wraz z czerwienią słońca, rośnie stos raportów pod słomkową matą - niczym dobrze wyrobione ciasto pod przykryciem. I tylko ciało Susan, jakby była to kłoda na słomianej ściółce, nie pozwala mu całkiem wyróść. Marta siedzi oparta o betonowy murek przynależny do przejścia podziemnego, prowadzącego z plaży przy przy Oak Street do przystanku autobusowego. Stąd, w mgnieniu oka dostanie się do gmachu MCA przy Chicago Avenue, gdzie o dwudziestej ma odbyć się wernisaż prac jej ulubionej rzeźbiarki.

- W Europie byłaby dopiero dziesiąta, ale tu w USA, dzień już chyli się ku końcowi. O dziewiątej zwykle zaczyna pracę w warszawskiej Zachęcie. Myśli Marty łączą teraz różne znane jej terminy i zdarzenia w spójną dla niej narrację, a niektóre plażowe obiekty zatrzymują jej wzrok niczym eksponaty z ulubionych galerii. Właśnie dostrzegała idealną rzeźbę. Tak, tak, tu przy Oak Street. To rzeźba kobiety. Choć nie..., to przecież kobieta. Jej partner jest równie zastygły nad lekturą dokumentów. Tylko ich dzieci wprawiają ten umarły związek w ruch.



Rozdział III


Plaże i wschody słońca są tu magiczne, nie sądzi Pan – rzuca, jako przynętę do rozmowy młody Anglik, ściskając w ręku sprzęt nagrywający. Laurent podnosi teraz i wzrok i górną część ciała. Powiedziałbym nawet, rażące – ucina krótko Francuz, opuszczając z powrotem głowę na twardy plastik.

- Hmmm, ale dlaczego nie wziął Pan z hotelu poduszki na leżak – śrubuje go Anglik.

Pan jest dziennikarzem, tak?

- Andy Marshall, reporter BBC.

- Szanowny Panie, mieszkam w Nicei blisko 7 dekad. I jedyne co mogę powiedzieć o wschodach słońca na tutejszych plażach, to tyle, że rażą w oczy. Dziękuję za rozmowę. Proszę nie kucać tu dłużej. Traci Pan czas.

Ale chwileczkę, chwileczkę. Pan pracuje w tym hotelu? Ma Pan rodzinę? Czyli, co - umknęła Panu magia tego miejsca? – strzela teraz pytaniami Anglik.

- Wie Pan, ma Pan rację, te wschody słońca faktycznie są magiczne. Toż to czysta iluzja, że wschody słońca na nicejskich plażach są dla każdego.

- Hmmm?

- Szanowny Panie, bezpłatna plaża, jest jakieś 20 mil stąd. Ja jestem sam, czasem uda mi się przejść niezauważonym przez hotelowe lobby i przyjść tu na plażę, ale nie jestem magikiem, żeby wziąć poduszkę musiałbym sobie wyczarować hotelową opaskę.


Rozdział IV


Plaża ma tu ponad kilometr długości i złoty piasek. Przez Hawelę jezioro połączone jest z innymi jeziorami i kilometrami dróg wodnych. Na wodzie - jachty żaglowe, motorowe, kajaki, rowery wodne i deski surfingowe. Julian wybrał tym razem motorówkę, choć miał też ochotę na żagle, ale zwyczajnie nie starczyło czasu. Nie starczyło czasu, żeby pomyśleć, że żółte piaski i ażurowe korony drzew noszą tu w sobie straszliwą pamięć.

Julian musi się teraz zrelaksować, jutro ważne spotkanie w Hilton przy Mochrenstrase. Jeśli kontrahenci podpiszą umowę, jego program serwerowy ma szansę stać się popularny w całych Niemczech.


Short story, Adriana Krawiec


PS. rodz. I, to częściowa moja interp. książki, której tytułu nie pamiętam.

15 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


    bottom of page